
Największy wkład Freuda w rozwój psychologii człowieka to Id, Ego i Superego. Dziś, wydaje się, że wszystko na ich temat zostało już powiedziane. Ja jednak pozwolę sobie na pewną refleksję w ich obrębie.
Id. Krótkie dwuliterowe słowo, lecz jakże silne w swej władzy nad człowiekiem i światem. Według koncepcji psychoanalitycznej ta część ludzkiej psychiki odpowiada za najpotężniejsze impulsy, w tym również za popęd seksualny. Zgadzam się z neofreudystami, że impulsy pochodzące z id mogą mieć konotację seksualną. Uważam jednak, że ta część jest tylko małym ułamkiem siły, jakimi włada Id i nie należy sprowadzać go jedynie do tej funkcji.
Dla mnie Id jest tym samym co, siła napędowa dla kosmosu. Jest to źródło nieustannego ruchu w rozumieniu zarówno psychicznym jak i fizycznym. Dzięki Id możemy oddychać, dzięki niemu bije nasze serce. W późniejszych etapach życia możemy chodzić, biegać, potem tworzyć, rozmnażać się, a na samym końcu umierać. Impulsy pochodzące z tego nieustannego źródła mają również siłę niszczącą. Dlatego, że Id, nie zastanawia się nad tym co dobre, a co złe. Nie wartościuje i nie kontroluje swej siły. Ono po prostu jest i nieustanie wytwarza energię.
Dokładnie w taki sam sposób funkcjonuje starotestamentowy Bóg. Bywa surowy i okrutny. To on dla swych całkowicie indywidualnych potrzeb i stworzenia własnych zasad, według których ma postępować człowiek, czynił rzeczy okrutne. Nie zważał w swym działaniu na cierpienie mordowanych ludzi, by czynić ich sobie poddanymi. Władza starotestamentowa Boga nie rozróżnia dobra od zła, nie ma empatii. Nie może jej mieć. Całkowicie pochłonięta jest tworzeniem. Nie ma więc starotestamentowy Bóg czasu na to, by zastanawiać się nad skutkami ubocznymi tego co czyni.
Id tak samo jak Bóg, nie zna miłości. Zbyt prymitywni są w swych działaniach i zbyt zajęci twórczym działaniem, by zastanawiać się nad tym co robią. Oni po prostu nieustannie pracują, bo gdyby mieli zatrzymać się choćby na sekundę, wszystko by umarło. Tak jak w człowieku umiera ciało wraz z ostatnim tchnieniem, gdy Id nie ma już siły poruszać serca. Tak samo Kosmos uległby rozpadowi gdyby Bóg zatrzymał się w swym działaniu.
W tym miejscu postawię znak równości. Id i symbolika Boga ze Starego Testamentu jest dokładnie tym samym. Z tym że Id działa wewnątrz nas i oddziałuje na świat wewnętrzny i zewnętrzny. Starotestamentowy Bóg działa na odwrót. Psycholog Głębi powiedziałby, że to my oddziałujemy na nas samych i kosmos, a on oddziałuje na nas no i działa w obrębie siebie.
Podobnie rzecz ma się z Ego. Nie będę w tym miejscu rozstrzygał sporu czy to z Id rodzi się Ego, a z Ego, Superego. Czy też te trzy substancje istnieją odrębnie od siebie od początku w przestrzeni psychicznej. Załóżmy, że Ego jest czymś w rodzaju naszej ludzkiej tożsamości. Czymś, z czym możemy się identyfikować: to jacy jesteśmy i kim jesteśmy, co robimy i co nas interesuje i zachwyca. Ego jest czymś w rodzaju przestrzeni, jaką posiadamy sami dla siebie. Jest naszym wewnętrznym bytem, naszym dzieckiem. Rozwijamy je w trakcie życia, dbamy o nie i chronimy. To ono ma moc blokowania impulsów, jakie kieruje wobec niego silne Id, oraz tych ze strony Superego. Jest pośrodku, pomiędzy siłą bezosobową pchającą człowieka ku nieskończoności a substancją hamującą. Pośrodku można rozumieć dwojako. W pierwszym rozumowaniu, że jest drugie w kolejności. W innym, obrazując to na podstawie sportowego podium, na którym stają sportowcy, może być na pierwszym miejscu. Rozumiane w jakikolwiek sposób Ego, narażone jest na największe presje. Te siły, niczym płyty tektoniczne wywierając nacisk, tworzą go. Kształtują je tak samo jak Ziemia kształtowała góry. Z punktu widzenia psychologii Freuda, Ego ma najbardziej decydujący wpływ na życie człowieka. Pod warunkiem, że stanie się czymś w rodzaju sacrum. Czymś w rodzaju uświęconej twierdzy która, żeby trwać, musi być wspierana nie tylko od wewnątrz, ale też od zewnątrz. Mowa tu o warunkach, w jakich dojrzewamy, w jakich się wychowujemy. Każdy zna przecież termin egoizm. Ta postawa może być zdrowym podejściem do samego siebie, ale równie dobrze może przyjąć patologiczną formę.
W chrześcijaństwie rolę Ego pełni postać Chrystusa. Syn boży, zrodzony i stworzony przez Boga dostaje samodzielne i odrębne życie. To jakby stwierdzić, że rozwojowo z Id powstało Ego. Podobnie jak byt freudowski, biblijny Syn Boży zmaga się z wieloma pokusami ze strony życia. Ze strony siły popędu, czyli siły tworzenia i życia. Kuszony jest przez Szatana i walczy ze złymi mocami na przekór losu. Umiera, zabity z woli Ojca, by narodzić się do życia wiecznego. Katolicy obrzęd ten powtarzają co roku, odtwarzając symbolicznie to, co dzieje się w każdym z nas, każdego dnia. Przecież Ego właśnie atakowane ze wszystkich stron ulega często destrukcji, lecz za każdym razem, gdy upadnie, może narodzić się na nowo, silniejsze. Sam Nietzsche wyraził to najdobitniej, mówiąc, że „Co mnie nie zabija, to mnie wzmacnia”. Zapewne musiał mieć na myśli właśnie ten symboliczny proces przemiany i rozwoju. Silne Ego, nie musi poddać się zniszczeniu całkowitemu, czyli biblijnej śmierci. Ma ono tak wielką moc samostanowienia, o której pisał inny wielki filozof Immanuel Kant. „I tylko niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie…”
Ostatnim bytem, jaki został tu do opisania to Superego. To ono niczym Duch Święty funkcjonuje w naszym życiu, unosząc się gdzieś w przestrzeni psychicznej. Czasem groźne, czasem nieracjonalne. Jest ono niczym skruszony Bóg, który ocknął się po tym jak z poziomu Ego (Syna Bożego), mógł zobaczyć swą niszczycielską moc. Moc Id. Teraz czyni zakazy i nakazy, jak ma postępować Ego, by nie spotkała go nieokiełznana nieposkromiona moc popędu. Duch Święty, jest moralistą. Podobnie jak Superego, na co wskazuje sama jego nazwa, jest czymś większym, czymś silniejszym. Jest Super. Bywa nazywane Nad Ja i mniema się być lepsze. W tym miejscu narzuca mi się myśl, że o ile Id mogłoby być tym samym co starotestamentowy bezlitosny Bóg, o tyle Ego i Superego są już czymś, co bardziej przynależy Nowemu Testamentowi. Choć przekornie nie mogę oprzeć się przeczuciu, że Superego również ma coś wspólnego z czasami przed Chrystusem. Dylemat ten nadal pozostaje dla mnie nierozstrzygnięty, choć myślę, że Id i Superego działają czasem zamiennie. Wymieniają się rolami. Id ubiera pelerynę Superego, a Superego ukrywa się pod płaszczykiem Id. Tak czy inaczej esej ten jest tylko i wyłącznie moim własnym opisem kultury i sztuki, archetypów, religii. Jest opisem człowieka.
Tak to sobie wyobrażam, że religia jest czymś, co tak naprawdę jest w nas samych. Jest czymś, czego tak naprawdę nie potrzebujemy w świecie zewnętrznym, a co stało się w obecnych czasach przyczyną sporów i konfliktów. Freud doskonale opisał składowe siły rządzące człowiekiem. Zrobił to w niespełna trzy dekady. Człowiek natomiast na przestrzeni dwóch tysięcy lat z tego wszystkiego stworzył iluzoryczne sacrum, poddawane ciągłemu profanum. Tylko nieliczni zdolni są obecnie bronić wewnętrznych ideałów indywidualizmu. Religia zrobiła z człowieka pewnego rodzaju pośmiewisko. Na tyle mocno, że sam człowiek, a z nim i Ziemia stały się profanum. Można wiele zarzucać Freudowi, ale nie to, że świetnie pokazał te mechanizmy. Obnażył kulturę. Ukazał, że za jej kirą, widać to co skrzętnie ukrywamy przed światem, samym sobą i innymi ludźmi. Religia pozwala nam jedynie ukryć nasz Cień, schować w nim nasze najgorsze myśli, pobudki i żądze.
Marcin Kapturkiewicz, Kraków 01.06.2020 r.
コメント